Autor |
Wiadomość |
|
acless
Gość
|
Wysłany: Śro 23:35, 14 Mar 2007 Temat postu: Reikard |
|
|
!!! Najleprze z dotychczasowych podan !!!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Reikard siedział na molo przeklinając swoją głupotę. Jak niby miał się dostać do miasta gdzie nie ma portala, a które znajduje się na wyspie, nie mając nawet łodzi. Rzucił przd siebie zdenerwowany kamieniem, który niezgrabnie odbijając się o powierzchnie wody przemierzył kilka metrów, by nakońcu zniknąć w jej odmętach. Elf podążył za nim wzrokiem, lecz jego wzrok utkną na czym innym, butelce, która unosiła się na falachi wraz z odpływem oddalała się od brzegu. Szybkim ruchem zrzucił z ramienia łuk i po chwili zawachania wskoczył do wody. Gdy wychodził ponownie na molo wiedział już, że mała buteleczka zawiera karteczkę z bardzo cenną informacją. Reikard odkryl korek z niemalym wysilkiem. Z butelki wydobyła się bchmurka ciemnosrebrzystego pylku. Reikard kichnął głośno opróżniając nozdrza. We wnętrzu znajdowała się mała karteczka zalakowana woskiem. Reikard obrócił buteleczkę by wyciągnąc z wnętrza znalezisko. Kareczka upadła mu na rękę, i elf rozwinął ją szybkim, acz zdecydowanym ruchem. Wewnątrz widniał napis, czek na 30000 złotych monet do realizacji w banku Yeholm. Reikard przeczytał zniszczoną karteczkę jeszcze 15 razy. Pod spodem widniała pieczęć korporacji bankowej, co zaświadczało o jej wiarygodności. Nie mogł uwierzyc własnemu szczęściu, takie coś nie zdarza się zwykle ludzom, a tym bardziej elfom. Schował papierek do kieszeni i ruszył przez dzielnice portową w kierunku banku.
Drzwi skrzypnęły cicho, zaswiadczając o tym, że od ich ostatniej wymiany minęło conajmniej kilka lat. Pewnym krokiem podszedł do biórka bankiera, za którym piętrzyła się ściana wypełniona skrzyniami na których widniały dziesiątki imion. Mówiło się, że w całej Sosarii każdy miał swoją własną skrzynię w każdym banku.
Koło bankiera stał mężczyzna w wieku około 30 lat, z fajką w zębach, podniszczonym kubraku, wytartych spodniach i z chustą na głowie.
Reikard bez słowa położył czek na stole i popatrzył na mężczyzn.
Bankier uważnie przyjżał się czekowi po czym obrócił się i srebrnym kluczem otworzył skrzynię, która stała najniżej i najbardziej w rogu. Wyciągnął na stół sakiewkę, potem drugą, potem trzecią, i czwartą. Reikard przetarł oczy z niedowierzaniem, jeszcze nigdy nie widział tyle pieniędzy. Kolejne sakiewki pojawiały się na stole, gdy nagle spod biurka wychylił się bankier, zerknął jeszcze raz na karteczkę, prychnął głośno, wysunął do przodu trzy sakiewki, a reszte zaczął chowac zpowrotem do skrzyni.
-Prosze tu pokwitować - podsunął zapisany drobnym drukiem papierek i wcisnął Reikardowi pióro w rękę.
-Nie wiecie panie, gdzie tu znajdę szkutnika? - zapytał elf podpisując dokument.
-Ja jestem szkutnikiem drogi panie - odpowiedział stojący obok biórka mężczyzna, puszczając fajkowy dym ustami -Macie dzisiaj szczęście, w czym moge pomóc?
"Za dużo szczęścia jak na jeden dzień" pomyślał sobie Reikard, ale szybko odpowiedział - potrzbuje szybkiej łodzi, aby dostać się do Occlo. Znajdzie sie jakis kapitan, a jeśli nie to czy znajdzie się łódź i sternik do wynajęcia?
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
 |
|
acless
Gość
|
Wysłany: Sob 1:21, 17 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Reikard podążał za mężczyzną szybkim krokiem. "Kto by pomyślał, że można tak biegać z drewnianą nogą." Mineli stary budynek, z zapadającym się do środka dachem. Port śmirdział rybami i ... siarką. Wszystkie zmysły elfa nagle oszalały, nie zastanawiając się długo popchnął szkutnika w ciemny zułeki sam stanął tam zaraz za nim.
-Cicho - powiedział szeptem symbolicznie przykładającszczupły palec do ust.
Zapach siarki stawał się coraz intensywniejszy, a chwile póżniej dało się usłyszeć ciche kroki jednej, nie, dwóch osób.
-Niczego się nie dowiesz - powiedział wysoki dostojny głos -poza tym każdy strażnik w tym mieście cię rozpozna.
-Zamilknij - szepnął drugi, niski i charyzmatyczny głos -Tobie już nic nie pomoże, a ja nie zamierzam wracać do siedziby przez miasto.
-Myslisz, że nikt nie odkryje waszego spisku poza mną? Andramelach jest wielki i napewno natchnie innego wiedzą o waszej nikczemności.
-To już nieistotne - charyzmatyczny głos nagle stał się głośny i bardzo nie przyjemny. Postacie pojawiły się w polu widzenia Reikarda. Tak jak podejżewał jedna z nich napewno była magiem o czym świadczyć mogła niesamowicie wykonana toga (elf bedąc krawcem doskonale potrafił rozróżnic rodzaj tkaniny i jakość wykonanego z niej ubrania) brak jakichkolwiek elementów zbroi i księga runiczna przypięta na złotym łańcuchu do pasa postaci. W lewej ręce widniał noż który przyłożony był do pleców idącego przed domniemanym magiem jegomościa w czarnej szacie z kapturem zarzuconym na głowę.
-Nieistotne -kontynuował -ponieważ wasz wymyślony bozek nie istnieje a bogactwa waszego zakonu będą należeć od teraz do naszej organizacji.
Dłoń maga powędrowała z niesamowita predkością w kierunku szyi ofiary, w tym samym czasie powietrze wypęłnił słodkawy zapach mandragory, którą to drugą ręką jegomość dobył z sakwy, której Reikard do tej pory nie zauważył. Z dłoni przystawionej do szyi wystrzeliła jaskrawozielona smuga intensywnego światła, która przerwała część skóry na szyi kapłana. Krew opryskała drogę przed nimi, a raniony padł na kolana i nie mogąc wydobyć słowa zaczął powoli stawać się coraz bardziej siny.
Reikard nie znosił takich sytuacji,przez 27 lat zycia zawsze stawał po stronie krzywdzonych i tym razem nie mogło być inaczej. Szybkim ruchem zciągnął łuk z ramienia i w mgnieniu oka dobył strzałę z kołczanu na plecach. Przyłożył snieżną lotkę do policzka naciągając tym samym prawie bezdżwięcznie cięciwę łuku. Spokojnie wycelował i strzała pomknęła z prędkością błyskawicy przbijając szyję niczego się nie spodziewającemu oprawcy. Reikard posłał duszącemu się i dławiącemu magowi złowrogie spojżenie a wraz z nim kolejną strzałę wycelowaną tym razem w klatkę piersiową. Potem rzucił okiem za siebie, gdzie stał, a raczej leżał nieprzytomny szkutnik. Niech leży, teraz trzeba było zająć się kapłanem. Reikard padł na kolana przy kapłanie, zrzucił z ramienia torbę i wyciągnął z niej bandaże oraz małą fiolkę z miksturą. Wylał kilka kropel na ranę, po czy zajął się bandażowaniem. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz zdażało mu się bandażować takie rany, a za każdym razem robił to coraz lepiej. Tymczasem kapłan otworzył oczy i zaczął wolno poruszać ustami.
-Spokojnie staruszku, spokojnie. Już po nim, a wam się zaraz poprawi.
-Nie - wychrypiał kapłan -może i twoja pomoc pozwoli mi jeszcze mówić, ale nie powstrzyma nieuchronnego. Za to błagam cię w mojej torbie jest mapa a na niej zaznaczone miejsce, w którym znajduje się pewien klasztor. Dostarcz tam list, który dołączony jest do mapy. Przekaż go arcykapłanowi. Andramelach cie zesłał, podążaj tam szybko, ochroń przed zabójcami moich braci. - głos starca stawał się coraz cichszy i coraz mniej wyraźny -Nie ominie cię nagroda, nie ominie też pomoc przy odnalezieniu zabójców twego brata. Deshmal.
Mężczyzna zastygł w bezruchu, a Reikard otworzył usta. Skąd wiedział o jego bracie? Nieważne, może okazać się interesującym jeśli rzeczywiście będą mogli mu pomóc, a tym czasem nie może pozwolić by jacyś mordercy wzieli zaskoczeniem kapłanów na pustelni. Szybko przegrzebał torbę zmarłego i przełożył do plecaka potrzebne rzeczt. Co do maga, reikard chwycił stary zniszczony topór oparty o dom i odrąbał mu głowę. "Nigdy nie wiadomo czy jest mag jest napewno martwy jeśli nie odrąbiesz nu głowy", tak przynajmniej mówił jego przyjaciel. Pozbierał swoje rzeczy i ruszył w stronę portalu. Wycieczka do Occlo musi poczekać. Może nawet kilka lat.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Modar
Mistrz Zakonu
Dołączył: 13 Mar 2007
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Sob 12:36, 17 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Modar chodzil zniecierpliwiony od sciany do sciany. Wkoncu siadl , wyciagnal z malego woreczka stare fajkowe ziele i rozpalil fajke (to zawsze pomagalo mu w glebokich egzaltacjach). ,,ten sen, ahh niedaje mi spokoju , czyzby to miala byc prawda , zdrada w imie czego , co moze byc wazniejsze niz nasza religia?
dlaczegeo poslaniac nie wraca i kim jest ten elf... tyle pytan, tak malo odpowiedzi.... nie pozostaje mi nic innego niz czekanie az odpowiedz sama przyjdzie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
wedrowiec
Stonka 2
Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wydminy
|
Wysłany: Sob 19:01, 17 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Siedzac przy stole na ktoreym znajdowala sie juz resztka kolaci Parias spogladal na zamyslonego Arcykaplana.
Konczac resztki strawy staral sie nie spogladac w strone okna przy ktorym w to i spowrotem chodzil Modar jednak te zachowanie zwracalo na siebie zbyt wielka uwage szczegulnie iz Modar nigdy tak sie nie zachowywal.
Odkladajac juz pusta miske podniosl sie i odszedl od stolu zmierzajac wolnym krokiem ku zamyslonej postaci Arcykaplana.
Zblizywszy sie blizej rzekl:
- Modarze nad czym tak myslisz sprawy zakonu ukladaja sie swietnie swiatynia juz stoi a akademia wojskowa jest w trakcie budowy czyz nie tego oczekiwalismy ?
Arcykaplan niezwracajac uwagi spacerowal nadal po komnacie jednak otrzasnol sie po pewnej chwili mowiac:
- Wybacz me zachowanie jednak mialem sen z ktorego wiele nie pamietam jednak widze nadal przed oczyma zdrade, elfa, smierc
opowiesc Modara przerwal cichy krzyk Pariasa wskazujacego palcem przez okno w kierunku nadjezdzajacej postaci.
Parias rzekl:
- No to masz swoja zgube, jest poslaniec chodzmy.
Poczym udali sie w kierunku glownej bramy spiesznym krokiem.
Wychodzac na zewnatrz ujzeli nadjezdzajaca postac ktora zgrabnie zeskoczyla z konia i ruszyla ku Magom.
Modar przygladajac sie szczuplej postaci w kaptorze idacej zgrabnym krokiem rzekl:
- Nie jestes poslancem czego tu chcesz...
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
acless
Gość
|
Wysłany: Nie 23:05, 18 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Kiedy przybysz kroczył raźnym krokiem w stronę dwóch oczekujących go osób, ogarnęły go nagle wspomnienia tygodniowej podróży.
Gdy wyjechał konno z Jeholmu zastanawiał się cały czas co oznaczała zagadka zawarta na małej mapce. "To teraz nie ważne, najpierw do minoc po Vigela, a potem w drogę." Reikard stanął przed portalem, jak zawsze przed podróżą przeszły go ciarki.
-Ble, magia - nigdy nie wiedział skąd ten odruch, nawet, gdy jego przyjaciółka Malys, rzucała przy nim najmniejsze zaklęcie od razu czuł się conajmniej źle.
Tak też było, gdy pojawił się w małym lasku nieopodal Minoc. Pod bankiem przy żłobie powinien czekać Vigel. Minął dom kupca, potem chate Kelaba uzdrowiciela, pozdrowił ręką znajomego strażnika, jak zawsze zatrzymał się przy posągu bogów by przez chwilkę zachwycić się krasnoludzką robotą i już był przy banku. Szybkim ruchem zerwał trzy jabłka z jabłoni rosnącej przy trakcie, zwinnie przeszedł między nogami olbrzymiego golema, należącego do lokalnego druciarza. Dwa owoce schował do kieszeni, a jeden z nich dokładnie wytarł o płaszcz podróżny.
-Vigel, nicponiu! - krzyknął głośno -Byłeś grzeczny? - pogłaskał czarnego rumaka delikatnie po rozmierzwionej grzywie i podał mu jabłko.
-Wiesz co, chyba znów będziesz musiał mnie troche podźwigać przyjacielu. Zaraz do ciebie wracam tylko zajrze do banku.
Elf szybko wpadł do składziku, wygrzebał najpotrzebniejsze rzeczy na drogę i jeszcze szybciej wrócił do wierzchowca. Odbił się od ziemi i wskoczył na miejsce gdzie powinno znajdować się siodło. Znów przeszedł go zimny dreszcz.
Portale miały to do siebie, że przenosiły cię zawsze do innego portalu, który znajdował się najbliżej miejsca, do którego chciałeś dotrzeć. Wystarczyło pomyśleć. Reikard wszedł do portalu i skupił się na miejscu zaznaczonym na mapie, odruchowo zrzucając z ramienia łuk. Nie była to jego pierwsza podróż i wiedział, że w okolicach portali zdażały się różne rzeczy.
Jak zawsze błysnęło a potem pojawił się las, bagna i szczuroludzie. Pierwszy padł przeszyty strzałą jeszcze zanim zorientował się, że już należy biec. Pozostałe trzy znalazły się w odległości pięciu metrów od zadu Vigela jeszcze zanim Reikard zdążył naciągnąć drugą strzałę. Malutki kamień smignął tuż nad jego głową, co sprawiło, że następna strzała zamiast przeszyć gardło szczuroczłeka trafiła w utwardzaną część skórzni na jego ramieniu. Elf miał o tyle szczęście, że wystraszony szczuroczłek rzucił się za zwalony pień dzrewa przewracając jednego ze swoich towarzyszy.
-Naprzód Vigel - Reikard uderzył mocno w boki rumakai ruszył zarośniętym traktem posostawiając trzeciego przeciwnika w tyle. Nagle zrobiło mu się bardzo niedobrze -szybciej przyjacielu szybciej -wrzasnął do ucha konia, ale w tym momencie jaskrawe światło uderzyło w jego ramie odrywając cześć ubrania i rozcinając kawałek skóry. Przyciskając się do ciała zwierzęcia usłyszał tylkotrzask pękającej kuszy szybkostrzelnej, która była zawieszona u jego boku, a kątem oka zauważył wyskakującego w oddali z zarośli szamana szczuroludzi. Gdy podniiósł głowę zobaczył zrys wielkiej skały w kształcie kociej czaszki. Zagadka rozwiązała się sama " dzień na zachód od kociej czaszki, potem pół dnia na południe, wszystko licząc w miarach konnego kłusu"
Drugiego dnia podrózy przed południem zauważył na horyzoncie kamienne wieżyce klasztoru. Teraz stał przed jego prawdopodobnymi właścicielami.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
acless
Gość
|
Wysłany: Pon 18:20, 19 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Wspomnienia nagle uleciały, a Reikard skupił się na zadaniu, które go tu przywiodło. Podszedł do kapłanów na odległość, która pozwalała mu na swobodne zdjęcie i naciągnięcie łuku.
-Witam zacni panowie - ukłonił się nisko zamiatając ręką ziemię, ale nie spuszczając wzroku z ewentualnych przeciwników -Nazywam się Reikard, Reikard Niederlitz. Przybywam z wiadomością od jednego z waszych braci. Powiedział, że jest ważna i niecierpiąca zwłoki. Obiecał mi też nagrodę jeśli dotrę do was z tym - to mówiąc wyciągnął małe zawiniątko, które było najprawdopodobniej zapisaą na pergaminie wiadomością. Elf rzucił paczuszką w stronę wyższej osoby.
Modar zwinnie chwycił paczuszkę, rozwinął ją zwinnym ruchem ręki i błyskawicznie odczytał szyfr, którym zapisana była wiadomość. Wszystkie imiona, daty, godziny i miejsca spotakń osób, które planowały zagładę jego świętego zakonu. Andramelach by ich pomścił, ale teraz skoro uda im się przeżyć musi przekazać wiadomość swojemu bogu, on napewno podejmie decyzje jak powinna być wykonana kara.
Złożył karteczkę i podał ją Pariasowi, sam zaś zwrócił się do elfa.
-Gdzie jest osoba, która przekazała ci tę wiadomość?
-Nie żyje, przykro mi. Została zamordowana w Jeholmie, przez przyodzianego na czarno maga. Powaliłem go jednym celnym strzałem a potem podążyłem z pomocą waszemu towarzyszowi. Niestety było już dla niego za późno i przekazał mi tylko te rzeczy oraz obiecał, że w nagrodę uzyskam od was pomoc w odnalezieniu mojego brata i odzyskaniu utraconego honoru rodziny.
-Odnalezienie osoby to nie problem Reikardzie, ale sama twa wiadomość choć cenna, nie upowżnia cię do uzyskania od nas takiej usługi, gyż teraz zbliżają się dla nas ciękie czasy. - Modar zerknął na Pariasa, który stał wyraźnie zaskoczony imionami, które tam wyczytał -Pomożemy ci, ale w swoim czasie, narazie musimy zapewnić przetrwanie sobie i kultowi Andramelacha.
Reikard zastanawiał się tylko krótką chwilę zanim wypowiedział słowa, które miały już na zawsze odmienić jego życie.
-Jeśli wasz bóg jest aż tak potężny, rad będę skożystać z jego pomocy. A jeśli czas tylko przeszkadza w rozpoczęciu poszukiwań to pozwólcie mi pomóc wam a zapewne uda nam się wczesniej podjąć poszukiwania. A jeśli uda się wam go odnaleźć przysięgam głosić wszem i wobec chwałę Andramelacha. Pozwólcie mi tylko służyć wam moim łukiem. Zapewne świetnie sprawdzę się też jako przepatrywacz.
Kapłani spojżeli na siebie i odwrócili plecami, ruszając w stronę wejścia do klasztoru.
-Zaczekaj tutaj - odparł niższy z nich.
Teraz pozostało mu już tylko czekać. Dzień, dwa, to nie miało znaczenia. Zaczeka.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Modar
Mistrz Zakonu
Dołączył: 13 Mar 2007
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Pon 21:58, 19 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Po dluzszym czasie drzwi klasztoru otworzyly sie ze zgrzytem.
Modar powoli podszedl to rekiarda poczym powiedzial:
- Moze bedzie z ciebie material na wiernego, pamietaj jednak wchodzac na ta droge staniesz sie wiernym, sluga Andramelacha , nasza religa nie opiera sie na czerpaniu z jego sily, lecz na sluzeniu mu.
Jezeli jestes pewien swego wyboru zapokoj do wrot twierdzy dnia piatego tego tygodnia po zmroku, nie spoznij sie tylko - Arcykaplan odwrocil sie poczym z pomoca swojej starej drwenianej laski powoli odszedll w kierunku fortecy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|